Kiedy mama studiuje...
Macierzyństwo dla każdej kobiety jest ważnym etapem w jej życiu. Podobno dopiero wtedy naprawdę staje się kobietą. Większość kobiet rodzi swoje pierwsze dziecko po zakończeniu edukacji około trzydziestego roku życia. Jednak zdarza się i tak, że mamą zostaje się już na studiach. Ze względu na to, że jest to jeden z najważniejszych momentów w życiu, kobieta zastanawia się nad organizacją swojego życia wraz z pociechą. Myślę, że każda mama zgodzi się ze mną, że jest to czas pełen wyrzeczeń, stresów oraz bezsilności. Jednocześnie wypełniony szczęściem, który daje każdy dziecięcy uśmiech oraz widok rozwijającego się maleństwa.
Studiującej mamie jest o wiele trudniej, ponieważ poza tymi radosnymi chwilami z malcem musi się ona martwić o swoją edukację. Niektóre mamy rezygnują ze studiów lub biorą urlop na czas ciąży i pierwszego roku życia dziecka. Są i takie jak ja, co pomimo przeszkód, przeciwności oraz stresu z tym związanego zapierają się w sobie i kontynuują naukę na studiach dziennych.
Uczelnia ma jednak duże znaczenia, a w szczególności ludzie, którzy ją tworzą. Mówię tutaj o całym personelu, który niekiedy umyka naszym oczom w natłoku bieżących spraw oraz o tych, bez których nie byłoby uczelni, czyli o władzach, wykładowcach i pracownikach administracyjnych. Studiując na Akademii Ignatianum 5 lat, zdążyłam poznać ten system oraz ludzi. Zasada wszędzie jest jedna – bez względu na wszystko lepiej powiedzieć prawdę - ona na pewno się obroni.
Mamy wiedzą, że to dziecko ustala i organizuje czas i niekiedy nie można się ruszyć z domu, że pory karmienia są stałe i nie można ich zmieniać, jeśli chce się mieć spokojną noc. To, że studiowałam na Ignatianum sprawiło, że zmieniłam stosunek do szkoły oraz władz, a kawały o paniach w sekretariacie wcale mnie nie bawią, gdyż mnie nie dotyczą. W ciągu ostatnich trzech lat kiedy byłam w ciąży oraz po urodzeniu córki, to właśnie one pomogły mi przebrnąć przez masę dokumentów, oraz doradzały mi jakimi sposobami ułatwić sobie funkcjonowanie na uczelni. Poza tym wykładowcy od początku mi pomagali, nie dostarczali dodatkowych stresów. Zdarzało się, że pozwalali wychodzić wcześniej z wieczornych zajęć oraz pytali się o samopoczucie w czasie ciąży, a po urodzeniu córki o jej rozwój. Było to bardzo miłe z ich strony, ponieważ wykładowcę kojarzymy z ostrym, nieugiętym profesorem, a na Ignatianum takiego nie spotkałam, mimo iż było wielu wymagających. Nawet ci traktowali mnie z wyrozumiałością i sprawiedliwością. Ciężko było pisać pracę licencjacką będąc w ciąży, a magisterską gdy dziecko przeżywa bunt dwulatka, ale dzięki moim promotorom to mi się udało.
Akademia Ignatianum otwiera wiele możliwości, jeśli tylko człowiek je wykorzysta, szczególnie mamy. Na miejscu można znaleźć nianię na sobotni wieczór, oraz pracę poprzez Biuro Karier. Trudno nie wykorzystać takiej szansy, mając świadomość jaki jest obecny rynek pracy i ile osób rocznie kończy studia wyższe. Niewątpliwie uczelnia pomogła mi zdobyć tytuł magistra, mimo iż miałam małego pomocnika oraz dała mi możliwość znalezienia pracy w swoim zawodzie. Dzięki temu zaraz po studiach ruszyłam w wir pracy, która pozwala mi codziennie sprawdzać nabyte przez pięć lat umiejętności pedagogiczne.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń