"Ignatianum okiem studenta" - #3
Kierunek to nie wyrok
W poprzednim artykule sporo
pisałam na temat autentycznego zainteresowania kierunkiem. Mam to szczęście, że
wybrałam studia (dla niewtajemniczonych: nauki o polityce), które rzeczywiście
są dla mnie ciekawe. Czy to oznacza, że moją największą życiową pasją i
powołaniem jest polityka?
...
Nie.
W liceum miałam takie podejście:
przeżyję znienawidzoną fizykę (i jeszcze parę innych przedmiotów, które średnio
mnie porywały…), pójdę na studia i wreszcie będę się uczyć TYLKO tego, co
rzeczywiście mnie fascynuje. Tak, FASCYNUJE, „bardzo interesuje” to za mało! ;)
(Wiem, to było baaaardzo naiwne). W każdym razie, dostałam się na kierunek,
który sobie zaplanowałam... i już w połowie października zrozumiałam, jak
błędne miałam wyobrażenie o studiowaniu. Na niektórych wykładach najzwyczajniej
w świecie się nudziłam.
O matko, co teraz?!
Rozważałam nawet ucieczkę, ale to
na szczęście szybko mi przeszło. :) Po kilku rozmowach ze studentami różnych
kierunków na różnych uczelniach odkryłam Amerykę: zawsze znajdą się przedmioty
których będziemy nienawidzić. Albo chociaż nie lubić. :) I to nie oznacza, że
popełniliśmy poważny błąd wybierając takie, a nie inne studia. Co więcej, znam
studentów, którzy przez cały pierwszy rok planowali przeniesienie na inny
kierunek, ale nagle na zajęciach zaciekawiła ich jakaś konkretna kwestia. I
zostali. I nie żałują.
Zmieniłam więc taktykę:
przestałam koncentrować się na wszystkim tym co nudne, trudne i w mojej opinii
nieprzydatne. Zaczęłam poświęcać więcej czasu na to, co konkretnie interesuje
mnie w naukach o polityce.
Odkryłam, że bardzo lubię uczyć
się o marketingu, psychologii społecznej i historii myśli politycznej. Dzisiaj
z przyjemnością czytam wiele książek i artykułów poświęconych tym tematom i
mogłabym godzinami o nich dyskutować. Często analizuję wypowiedzi polityków
głównie przez pryzmat kreowania wizerunku. Uwielbiam śledzić różne kampanie
wyborcze i społeczne, zastanawiać się, co można w nich poprawić i jak by to
wpłynęło na opinię publiczną. Chcę być ekspertem w dziedzinie public relations
i z tym związać swoją karierę zawodową. Politologię na pierwszym stopniu
polubiłam do tego stopnia, że postanowiłam kontynuować ten kierunek na studiach
magisterskich.
A co interesuje mnie najbardziej?
…
Historia muzyki XX wieku. I prawa
zwierząt. Obie te kwestie udało mi jednak się wpleść w moją pracę magisterską.
Dotyczy ona zasadniczo mojej ulubionej myśli politycznej, opisuję jedną z
nowych ideologii – ekologizm – i, siłą rzeczy, prawom zwierząt poświęcam w niej
sporo miejsca. Z racji, że „zielona polityka” powstała w latach 60. XX wieku,
nie omieszkałam się, szkicując tło społeczne i kulturowe, nie wspomnieć o
ogromnym wpływie muzyki na subkultury tamtych czasów. W mojej „magisterce” jest
mowa o Morrisonie, Hendrixie i Lennonie. ;)
Czas na spoiler: następny wpis
poświęcę właśnie pisaniu pracy dyplomowej. Jakie błędy udało mi się dotychczas
popełnić? Jaki wybrać sobie temat? Jak się zmotywować do pisania? Planuję
przygotować coś w rodzaju poradnika. :)
Materiał z cyklu "Ignatianum okiem studenta" przygotowany przez studentkę naszej uczelni Dagmarę Śniowską.
Komentarze
Prześlij komentarz